Remont: Sunn Model T ’74
W związku z poprzednim wpisem wzięło mnie na wspomnienia. Jakiś czas temu miałem okazję zajmować się Sunnem Model T z lat 70. To był wzmacniacz ściągany na zamówienie i zgodnie z życzeniem klienta został poddany gruntownemu serwisowi. W ruch poszły wszystkie elektrolity, kluczowe rezystory, kilka diod. W międzyczasie doszło do awarii i bardzo dobrze, że nabywca zdecydował się na serwis. W przeciwnym razie miałby problem niedługo po zakupie. O tym za chwilę.
WARNING! repeated exposure to high sound levels (more than 80 decibels) may cause permanent impairing of hearing
Taki napis nadrukowany jest na tylnym panelu. Od razu widać, że nie ma żartów. Wzmacniacz wykonany jest fantastycznie, części najwyższej jakości, świetne transformatory, brak parcia na moc, otwory wentylacyjne w chassis i przewiewna obudowa, logiczne rozmieszczenie komponentów. Brzmienie również zachwyca. Totalnie szybki dół, duża ilość czystego headroomu, możliwość stosunkowo łatwej gry na granicy przesteru, dzięki czemu kontrola brzmienia za pomocą artykulacji nie przysparza problemów.
Aby wywnioskować datę produkcji szukałem kodów na komponentach. Najmłodsze z nich pochodziły z początku 1974 roku…
… aby później zobaczyć taką naklejkę z boku chassis.
Zabrałem się więc do pracy, a było jej całkiem sporo. To niby tylko kilka elementów godziny leciały jedna za drugą. Przed i po:
Dokumentacja wykonanych prac:

Elektrolity biasu. Podczas wkładania w uchwyty łatwo naruszyć fabryczną folię – stąd dodatkowa izolacja.
Wcześniej wspomniałem, że nowy właściciel miałby problem gdyby nie przeprowadzono remontu. Podczas testów, jeszcze przed wymianami wszystkich części, coś nie wytrzymało i wzmacniacz wyrzucił bezpiecznik. Bałem się, że coś stało się z trafem zasilającym. Do tego stopnia, że wyjąłem je z obudowy i testowałem pod napięciem monitorując pracę każdego z uzwojeń i kontrolując temperaturę pracy.
Jak się okazało trafo było w porządku, zawiodła natomiast dioda prostownicza firmy Motorola. No cóż, po tylu latach miała prawo. Dlatego właśnie w większości wypadków wymieniam prostownik na nowy.
Po raz kolejny okazało się, że amerykańskie wzmacniacze w europejskich warunkach są dość wymagające jeśli chodzi wymianę niektórych części, szczególnie elektrolitów. Wile rzeczy trzeba dobrze przemyśleć, dorobić, zaadaptować. Warto jednak podjąć ten wysiłek. Brzmienie tych zabawek jest niepowtarzalne i bardzo klasowe. Szczęśliwy nabywca podsumował, że wzmacniacz na tle innych ma więcej brzmienia w brzmieniu. A człowiek to bardzo doświadczony.